Śledź nas na:



Spojrzenie na własną chorobę w świetle wiary

I. Bolesne doświadczenia życiowe

Różne życiowe utrapienia przychodzą na ludzi niespodziewanie. Jakże często człowiek zaskoczony jakąś nagłą chorobą łatwo się załamuje. Trzeba stwierdzić, że każda choroba stanowi poważny wstrząs w normalnym życiu człowieka, Nikomu z ludzi nie przychodzi łatwo zgodzić się na to, aby być chorym. Choroby, zarówno te chwilowe i przejściowe, jak zwłaszcza trwałe i nieuleczalne, wprowadzają ogromne zakłócenie w dotychczasowe spokojne życie, bo przede wszystkim przekreślają wiele osobistych planów życiowych. Człowiek chory boleśnie przeżywa stan swej ograniczoności i zarazem głęboko doświadcza fizycznego przemijania. Choroba przykuwa ludzi na długie dni, miesiące, a nawet lata do łóżka.

W całym procesie leczenia chorego potrzebne są z pewnością odpowiednie zabiegi, lekarstwa, środki farmakologiczne, ale nie można na tym poprzestawać. Są one niewystarczające, bo człowiek nie jest tylko ciałem, ale ma też psychikę i ducha. Potrzeba naprawdę wielkiej wiary, aby można było odkryć głębszy sens swej choroby i zająć właściwą chrześcijańską postawę wobec zaskakującego cierpienia.

To nie Bóg sprowadza na człowieka pewien rodzaj cierpień, ale sam człowiek- naruszając porządek moralny ustanowiony przez Boga- ściąga na siebie jego bolesne konsekwencje. To nie Bóg karze człowieka cierpieniem, ale sam grzesznik wymierza sobie karę... Takie cierpienie, które Bóg jedynie dopuszcza, może służyć człowiekowi jako swoista okazja do uświadomienia sobie realnej i niszczycielskiej mocy grzechu, a to powinno prowadzić go do nawrócenia. Człowiek wtedy może przyzywać Bożego miłosierdzia, przemienić swoje życie i odbudować w sobie dobro poprzez to doznane cierpienie.

Jezus głosił, że cierpienie może być narzędziem wypełnienia się wielkich planów i spraw Bożych w życiu ludzi. Cierpienie jest często tajemnicą nieprzeniknioną i trudną do zrozumienia.

Istnieją cierpienia naprawdę niezawinione. Ból, choroba, cierpienie zwykle przychodzą nagle i zaskakują człowieka. W tej pierwszej nieprzemyślanej reakcji człowiek dotknięty cierpieniem chciałby oskarżyć za nie Boga, swych rodziców czy innych ludzi. Trudno mu się przyznać, że u początku jego cierpienia może być on sam.

Poczucie bezużyteczności, niemożność kontynuowania dotychczasowych obowiązków mogą wyzwalać w człowieku chorym bunt. Jakże często z ust cierpiącego człowieka wyrywa się pytanie: dlaczego ja muszę cierpieć? Boże, gdzie Ty jesteś? Dlaczego patrzysz i milczysz, gdy cierpią ludzie niewinni, a nawet dzieci, a podłym ludziom dobrze się powodzi? Miliony ludzi powtarza te pytania. Ludzie sądzą, że Boża Opatrzność powinna zawsze ich zabezpieczać przed różnymi kłopotami i utrapieniami życiowymi. Łatwo zapominają że nasze życie na ziemi jest czasem próby. Czy nie należałoby naszego pytania: dlaczego cierpię- zamienić na inne- a mianowicie- co ja mogę zrobić z tym cierpieniem? Pełny sens, celowość a nawet pożytek cierpienia można będzie zrozumieć dopiero z perspektywy czasu i wieczności. Bóg pisze zawsze prosto nawet na krzywych liniach. Nie można Go oskarżać z powodu cierpienia, że źle zaplanował ten świat. On naprawdę kocha każdego człowieka i chce jego dobra.

Każde cierpienie wychowuje człowieka i zmusza do poważnej refleksji. Może stać się okazją do zadośćuczynienia za własne czy cudze grzechy i staje się lekarstwem prowadzącym poprzez nawrócenie do duchowego uzdrowienia. Cierpienie przeżywane jako sprawdzian wiernej miłości ma moc uszlachetniającą. Dlatego również Bóg prawdziwych przyjaciół poznaje w biedzie. Poucza Pismo Św.: Synu, jeśli masz zamiar służyć Panu, przygotuj swoją duszę na doświadczenie(...), bo w ogniu doświadcza się złoto, a ludzi miłych Bogu- w piecu utrapienia" (Syr 2,1.5). Tam, gdzie jest ból, choroba, cierpienie, tam również jest blisko Bóg.

Sam ból jest raczej dobrodziejstwem, bo sygnałem ostrzegawczym, zjawiskiem dobroczynnym, że dzieje się w nas coś niedobrego, tzn. że rozwija się choroba. Ból jest związany ze sferą cielesną i psychiczną człowieka i można go złagodzić za pomocą środków farmakologicznych. Cierpienie dotyka natomiast całego człowieka i sięga również jego sfery duchowej. Jeśli ból można uznać za dobrodziejstwo, to chorobę i cierpienie trzeba uważać za zagrożenie i zło.

Dlatego katolicka nauka o cierpieniu kładzie mocny akcent na obowiązek leczenia, na obowiązek rozważnej troski o własne zdrowie, na obowiązek walki z cierpienie, a dopiero potem na prawo łączenia swego cierpienia z cierpieniem, męką i Krzyżem Jezusa Chrystusa, by nawet z niego wyprowadzić dobro i odkryć jego zbawczy sens.

Jezus nie uzasadniał cierpienia, lecz je po prostu przyjął. Każdy przeżywa swoją chorobę czy utrapienie w sposób jedyny i niepowtarzalny, tzn. inaczej. Stąd trudno jest wniknąć w tajemnicę drugiego człowieka. Tylko osoba kochająca jest w stanie wniknąć w cierpienie drugiego człowieka, do niego się przybliżyć i pomóc mu je przeżywać. Ludzka miłość jest jednak niedoskonała i zawodna. Dlatego w cierpieniu trzeba się odnieść do źródła miłości- tzn. do samego Boga, bo tylko On wie, co w człowieku się kryje. Chory winien nawiązać osobistą i intymną więz z Chrystusem, który doskonale zna ludzkie cierpienie. Cierpienie znoszone samotnie bez Chrystusa staje się cierpiętnictwem i nie przynosi żadnych korzyści. Cierpienie złączone z Krzyżem Chrystusa staje się zbawcze i uświęcające.

 



Zobacz także